8:0, czyli zemsta KKS-u była słodka

Grzebanie nie tylko w piłkarskich archiwach strasznie postarza, a może raczej boleśnie uświadamia upływające lata. Wydawało mi się, że jeden z najwspanialszych meczów w historii KKS-u odbył się przed kilkoma, góra – przed 10 laty.  Tymczasem pamiętne spotkanie ze Stasiakiem Gomunice miało miejsce dokładnie 26 maja 1999 roku!

Szukałem tego meczu z kilku powodów. Przede wszystkim pamiętałem, że w tamtym czasie podporą kaliskiej ekipy był obecny trener KKS-u Grzegorz Dziubek, który strzelał bramki jak na zawołanie, a wielokrotnie, podaniem, które otwierało drogę do siatki rywali, dawał tę szansę kolegom z drużyny. Poza tym potyczka ze Stasiakiem zakończyła się wyjątkowo wysoką wygraną kaliszan na tym szczeblu rozgrywek. Myślę, że warto przypomnieć tamten mecz i przy okazji króciutko kilka innych.

Wszystko zaczęło się w rundzie jesiennej sezonu 1998/99 w Gomunicach. Miejscowi wygrywali wówczas na własnym boisku, niezależnie od tego, czy byli lepsi czy nie. KKS miał wtedy naprawdę mocną ekipę, więc nikt nie zakładał porażki. a jednak… Już pięciu minutach meczu goście grali w dziesiątkę, bo czerwony kartonik zobaczył Piotr Witoń. Po przerwie sędzia usunął z boiska jeszcze Krzysztofa Florczaka, Tomasza Kobyłkę i Radosława Grzesika, a więc przez ostatnie 20 minut KKS grał 7 przeciwko 11. Spotkanie zakończyło się skromnym – 2:0 zwycięstwem Stasiaka, który w dodatku drugą bramkę zdobył ze spalonego. Ale zemsta była słodka… W rewanżu kaliszanie prowadzili do przerwy 1:0, po bombie Mario Gostyńskiego z 30 metrów. W drugiej połowie trzy razy trafił wspomniany Dziubek, a po jednym razie Remigiusz Włosiak, Błażej Marczak, Dariusz Smoliński i Krzysztof Wołowiec. KKS wygrał 8:0!

Z Dziubkiem wiąże się jeszcze jedna okazała wygrana. Rok później, 18 czerwca 2000 r. czwartoligowy KKS podejmował Ner Poddębice. Kaliszanom zależało na punktach i bramkach, bo walczyli o awans z Włókniarzem Pabianice. Już do przerwy było 6:0, a w drugiej gospodarze dołożyli dwa trafienia. W tym spotkaniu skuteczniejszy od Dziubka (3 gole) był Remigiusz Włosiak, który cztery razy wpisał się na listę strzelców. Jedną bramkę strzelił Adama Kutynia. „Winnym” tego, że nie padł klubowy rekord był trener Sławomir Pawelec, który w drugiej połowie dał pograć rezerwowym. Ostatecznie KKS z 86 punktami, bilansem bramkowym  122-21 (!) w 34 meczach awansował do trzeciej ligi.

A jaki jest klubowy rekord KKS-u? Najwyższy wymiar kary dla rywali w długiej historii klubu udało mi się znaleźć w 1946 roku. Rezerwy Bielarni Kalisz pokonały wówczas rezerwy OMTUR Kalisz 16:0! Z kolei następca Bielarni – Włókniarz Kalisz wygrywał dwukrotnie 9:0 w poznańskiej klasie A – w 1965 r. z Turem Turek i w 1970 r. z Biały Orłem Koźmin. Takim samym wynikiem zakończył się mecz czwartoligowców KKS dokładnie przed 10 laty, a ich rywalem była Polonia Kepno, która nigdy wcześniej nie przegrała 0:9!

Jeśli chodzi o wysokie wygrane, przypomina się anegdotyczna sytuacja z 1995 roku, kiedy KKS walczył o awans do trzeciej ligi. Kaliszanie pewnie prowadzili w tabeli, wysoko zwyciężając, ale najwyżej 4:0. Zapytałem trenera Jana Tokarka, czy, prowadząc 4:0, nie ma ochoty pójść na piwo, a on odpowiedział, że tak może zrobić dopiero przy wyniku 5:0. 26 marca 1995 r. KKS podejmował LKS Kraszkowice, do przerwy prowadząc 3:0. Gdy w 54 minucie Piotr Witoń zdobył piątego gola dla gospodarzy, Tokarek wstał z ławki, stanął obok mnie na trybunie i resztę spotkania obejrzał popijając zimnego wrocławskiego Piasta. Okazało się, że miał rację, bo KKS-iacy zdobyli jeszcze trzy gole. Przypomnijmy, że do bramki gości trafiali: Piotr Witoń – 3 razy, Dariusz Kapral – 2, Arkadiusz Kranc, Piotr Lewandowski i Marek Rutkowski – po 1. A KKS po rocznej banicji wrócił do III ligi.

Szkoda, że to stare dzieje…

Dodaj komentarz